Wracam.
Tegoroczny wyjazd do Polski na wakacje był czymś nadzwyczajnym. Z jednej strony festiwal i poznanie świata, i ludzi wcześniej mi nieznanych. Z drugiej strony smutek, bo zdałem sobie sprawę, że nie mam już wielkiej ochoty wracać do Anglii po obfitości w Polsce, o możliwości jakie ujrzałem na własne oczy.
Wracam?
Festiwal
Byłem pierwszy raz w życiu na festiwalu – Festiwal Wibracje. Na takim festiwalu nie uświadczyłem złości, niechęci, nikt na mnie dziwnie nie patrzył, nikt nie powtarzał mi – tak znajome dla mnie słowa – ‘ale ty jesteś dziwny‘. Nie czułem odmienności, wręcz przeciwnie – pewien rodzaj jedności z ludźmi na festiwalu. Nikt nie kazał mi robić coś: tak lub inaczej. W obecnym świecie od zawsze były jakieś dziwne dla mnie zasady. Módl się tak, myśl w ten sposób, bądź taki jak inni, rób coś w dany sposób – w przeciwnym razie, widzisz jak inni kręcą nosem i coś się nie podoba, bo nie spełniasz ich wyobrażeń czy wymagań do tego jak świat i ludzie w nim powinni wyglądać i co i jak powinni robić.
Jak nigdzie, poznawałem ludzi spontanicznie i w oczach wszystkich widziałem dobro – intuicyjnie. Po prostu dobrze im z oczu patrzyło. Nikt mi niczego nie oferował, niczego nie chciał ‘wcisnąć’ na siłę, żadnej idei, pomysłu, sposobu na cokolwiek.
Bałem się, że okradną mój namiot – ale nic się nie stało.
Czuć było na prawdę dobry vibe, że jest się częścią jakiejś mikro-społeczności (wioski czy plemienia) gdzie jeden człowiek nie chcę wyrządzić krzywdy drugiemu – w żaden sposób.
Nie do wiary?
To… czy na prawdę mamy żyć życiem gdzie nie potrafimy sobie wyobrazić, że wszystko nam wychodzi? I nie trzeba robić czegokolwiek komukolwiek by przetrwać?
Barbarzyńcy i Poganie – bo tak patrząc po zdjęciach można byłoby powiedzieć. Ale znów, jak introspektywnie zeznało moje ego – byli programem wgranym przez kościół katolicki, w którym się wychowałem – i hey… nie potępiam, identyfikuje – zaraz dojdę do sedna o co chodzi.
Fajnie jest pejoratywnie określić kogoś, nadać mu nazwę (ometkować) i przyporządkować go w opozycji do siebie samego, wybielając każdy swój (lub własnej religii) grzech i przewinienie – ukazując się w niebiańskim świetle prawości i dobra, jakoby nasza decyzja i droga podjęta, była jedyną właściwą. No i ta pogarda względem innych ludzi – to takie ludzkie i wedle myśli Boga – czyżby?
Religie
Dlaczego ludzie wolą się jednak dzielić (nie chodzi o aspekt obfitości i rozdawanie dóbr), a nie łączyć?
Zbyt często widzę pozycję ludzi w opozycji do innych. Przykład.
Wchodzę do kawiarni gdzie z reguły są katolicy (i protestanci jak się okazuje) i ludzie związani z kościołem – to jest taka miejscóweczka pro-kościelna. I nie mam z tym problemu aby być tam, mimo, że jestem BARDZO nie z tej bajki – Zaraz napiszę dlaczego. Ogólnie energia miejsca jest fajna, więc tam chodzę, jest spoko muza.
Kupuję szarlotkę i mrożoną herbatę. Bez dwóch zdań kombo zajebiste – jest gorąco i czuje jak spada mi ‘cukier’. Więc #Remedium – pozdro Tau.
Jedna z dziewczyn wdzięczy się przede mną, widzę jej sprężyste ciało, jej dziewczęcą energię, widzę jak się do mnie uśmiecha, dopiero nieco później dociera do mnie, że zapytała się mnie: I jak smakuje?
W konfrontacji z jej obliczem jestem wniebowzięty.
Próbując okiełznać onieśmielenie i moje walące serce, proponuje jej kawę. Przyznaje, zaskoczyła mnie, gdy kilka sekund później usiadła obok mnie – będąc w pracy.
Utnę moment, w którym w 5 min. sprzedała mi serią: Kocham Boga, chodzę 5 razy w tygodniu do Kościoła i ogólnie interesuje mnie Bóg i wszystko związane z Bogiem. Powiedziała to wszystko bardzo hardkorowo i niemal na jednym wdechu, i w jej oczach był ogień, ale myślę, że ma dobre intencje.
W pewnym momencie, zwierzyła mi się, że jest wyznania Protestanckiego. Great, dla mnie, bez znaczenia.
Co jednak dało mi do myślenia, to odnoszenie się jej z góry względem Katolików, typu: Nie jesteśmy tacy jak Ci, Katolicy – mówiąc o tym jak się modlą i jak wyglądają ich spotkania czy msze.
A jednak Katolik, Protestant, Ortodoks wierzy w tego samego Boga. Po co chęć stania wyżej niż reszta? To ten sam Bóg czy nie? Czy to, że robimy coś inaczej czyni nas gorszymi, czy to po prostu różnorodność stworzona przez Boga?
Sedno problemu, którego wielu jest częścią, choć – niestety – nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nie ważne, jaką masz religię, obrzędy itd., jeżeli wierzysz w Boga – według mnie, wierzysz w tego samego Boga co cała reszta, łącznie z tymi, których stawia się w opozycji do innych. Ważne zatem jest, nie imię Boga, którego czcisz, ale to jakim jesteś człowiekiem przed jego obliczem i czy masz w sercu Miłość, Dobro i umiłowanie życia.
A więc sabotuje się ludzi tego samego Boga, w którego samemu się wierzy, tylko dlatego, że nie ‘nazywają się‘ tak, jak samemu się identyfikuje. Zabawne, prawda? Zabawniejsze jest to, że na prawdę dużo ludzi tak robi. Wystarczy zapytać, porozmawiać. Nie istotne jest, że Katolik pomaga zwierzętom – przecież to Katol. Nie istotne, że Muzułmanin pomógł biednemu – przecież to Terrorysta. Nie istotne, że Hindus, działa w akcji charytatywnej – przecież to Ciapak.
No i luz, pewne stereotypy nie biorą się znikąd. Ale kłócimy się o pierdoły, gdy mamy większe, wspólne cele – życie i dobro.
Istniejemy więc w przestrzeni gdzie zamiast zwracać uwagę na to, co kto robi i z jaką intencją, ważniejsze jest pod jakim sztandarem to robi. Mimo, że finalnie wszyscy gramy w tym samym zespole.
Tyle z refleksji na temat religii. Stąd chyba tkwi we mnie potrzeba aby istnieć w duchowości szeroko pojętej, bo chyba każda religia jest w jakimś stopniu spaczona, a Ja nie chcę identyfikować się z czymś co niesie niskie wibracje. W sumie to nie chcę się już z niczym identyfikować, grupa wszystkich podgrup to zawsze duchowość. I znowu jakaś metkownica.
A kolory i sztandary?
W filmach Marvel’a ostatecznie wszyscy stają do walki ze wspólnym wrogiem, poza ziemią.
Polityka
Gdy przyleciałem do Katowic, trzy dziewczyny mnie zaczepiły prosząc o podpis do petycji.
Petycje to zawsze dobra sprawa – jeżeli się nie zgadzacie – nie podpisujcie, ale ZAWSZE dowiedzcie się o co chodzi!
To jedno z niewielu narzędzi, które może coś zmienić.
Dziewczyny prosiły mnie bym podpisał możliwość wglądu obywateli w kwoty zasilane z budżetu Państwa.
Podpisałem.
Uważam, że transparentność jest ważna jeżeli i Ja składam się na coś, z czego korzysta ogół – nieważne czy Ja z tego korzystam. Nie jest to wymierzone przeciwko Kościołowi – to raczej fair play. W każdej innej sytuacji rozsądnie podjąłbyś tę samą decyzję. Sprawiedliwość zawsze “sprawdza” – ma w nazwie prawdę, a prawda coś z prawem. Nie tylko prawem ogólno-pojętym pod postacią takich dziwnych “§§§” ślaczków ale prawem – czyli możliwością np. bycia kimś, posiadania czegoś. Wiedza zawsze była niematerialnym dobrem cenionym przez wielu.
Nieważne.
Podchodzi jakichś dwóch chłopaków. Dziewczyny pytają o to samo. Jeden z nich odpowiada mniej więcej tak: Podpiszę cokolwiek przeciw Konserwom (czyt. Konserwatystom, przyp. Ja).
Mówię i tłumaczę:
To też są ludzie, którzy mają życie jak Wy i w coś wierzą.
Dla babci Bóg i Kościół to wszystko co ma przez całe życie, a także dla Geja to kim jest, jest wszystko co posiada. Obydwa trzeba uszanować bo nie znamy emocji i perspektywy drugiej osoby. Tylko swój czubek nosa.
Oni też kogoś kochają i nienawidzą.
Jest ktoś, komu na rękę jest, aby podział trwał i się zwiększał. Pragnę aby każdy to ujrzał. Podział może wywołać wojnę domową, np. jak w Wenezueli, a sytuacji jak za PRL’u byśmy nie chcieli. Tych co żyją, można jeszcze o to zapytać jak było.
Emigracje, siano i podążanie za sercem
Wracam..
To już dawno było postanowione, zanim jeszcze wyjechałem. Ludzie mówią mi ciągle regułki, jak zaklęcia, które miałyby mnie usidlić wbrew mojej woli, że: ‘Jak przesiedzisz 5 lat za granicą, to już zostajesz na zawsze‘. Czasem słyszę 5, czasem 7, czasem 10 lat. Różnie bywa… i nie czarujmy się, myślę, że to pieprzenie. Statystyka mówi jedynie o skali problemu, który dotyka nas wszystkich, że wydaje się trudno żyć we własnej Ojczyźnie i trzeba kombinować. Może i jest trudno i może trzeba – jako forma przetrwania.
Jestem jednak pewny, że da się inaczej!
Wracam po to by móc mieszkać u siebie. Nie wynajmować, mieć swoje, a mogę.
Ja, w dniu 23.06.2019.
By móc jednego dnia pomalować ściany na biało, a innego na niebiesko, jak wolę.
By mieć książki na półce, które zbierają kurz przez kilka lat, a nie czuć będą – wraz ze mną – przeprowadzek, których nie znoszę.
Co to za życie w domu, za który płaci się Londyńską cenę, która zdziera z ciebie prawie połowę wypłaty, a nie możesz nawet gwoździa do ściany przybić – bo o wszystko musisz się pytać, jak małe dziecko. Czym jest wolność zapytasz?
Ostatnio spotkałem znajomego, który nie chce wracać, a chcę ściągnąć rodzinę do Niemiec. Ok, jego wybór. Zachęcał mnie bym został w UK, bo siano. Bo praca. Znasz to.
Siano siano siano! Niedobrze mi jak ciągle słyszę nawijkę o tym abym miał patrzeć na życie przez pryzmat pieniędzy. Słyszę, że trzeba żyć na poziomie, mieć standardy, żyć godnie. Blah blah blah. Reaguje na taki syf jak po McDonaldzie.
Jaki poziom, jaki standard, jaka godność? Wszystko zależy od priorytetów, wartości jednostki i przede wszystkim od perspektywy!
Ze względu na poziom, standard, godność miałbym oddać możliwość spędzania czasu z rodziną, która powoli wymiera? Zegar tyka. Pokolenia się zmieniają. Oddać samego siebie przez utratę bycia sobą?
Smutne to, że gdy słyszę tę nawijkę o sianie, to zazwyczaj od ludzi, którym nikt jeszcze z bliskich nie umarł. Nie doświadczyli niczyjej śmierci i zobojętnieli na wszystko dookoła prócz bezpośredniej rodziny. Nie widzą upływu czasu, jak rodzice się starzeją, a widzą Cię raz do roku.
Siano daje ci poziom, standard, godności raczej nie – bo jej kupić się nie da. Ale za siano nie kupisz czasu, który już straciłeś, bo cię nie było, by patrzeć jak twoja matka się starzeje, jak babcia, która pomagała cię wychować, odchodzi z tego świata majacząc w demencji. To nie są przyjemne sprawy ale pomyśl, będziesz czuł się lepiej, że zamiast widzieć swoich bliskich co najmniej raz w miesiącu widziałeś ich tylko raz do roku? Ile jesteś w stanie porozmawiać w ciągu jednorazowego wypadu w ciągu roku? Owszem, mamy telefony. Ale obecność face-to-face zawsze będzie ponad wszystkim. Jeżeli myślisz inaczej, nie wiem czy jest dla ciebie jakikolwiek ratunek – chyba utraciłeś swoje człowieczeństwo.
Co z byciem sobą?
Wyobraź sobie, że idziesz do pracy. W pracy poznajesz ludzi i długo ze sobą pracujecie. Jesteś jedynym Polakiem i czujesz, że zaszedłeś nawet całkiem wysoko po tych kilku latach spędzonych na emigracji. Czasem pogadasz z ochroną, bo to też Polacy, po jakimś czasie nawet pracujesz z jedną Polką. Ale prócz nich i sprzedawców w sklepie po Polsku rozmawiasz jedynie okazyjnie, kilka razy na tydzień.
Zapytasz, język?
Bez problemu się dogadujesz po Angielsku, masz Angielskich przyjaciół – gadacie po angielsku, nawet na studiach nie ma problemu, ale widzisz po czasie, że brak Ci 3/4 ich wokabulariusza, i choćbyś chciał się zes…… nie skumasz do końca o co kaman. Idiomy, powiedzonka, określenia, dialekt, wymowa. Język to coś więcej niż czasy, przymiotniki i ‘How are you?‘. Znów słowa takie jak ‘I love…‘ czy ‘Sorry‘ tracą na znaczeniu bo częstotliwość i lekkość ich użycia w UK rozrzedza ich wagę.
Dochodzi do tego kultura. Anglicy z reguły nie mówią na siebie Europejczycy. Zauważyłem, że nawet w Londynie – gdzie wiadomo, która strona jest obecnie dominująca – Ci sami ludzie dzielą się pomiędzy ich (UK), a resztę Europy (EU). Oni są świadomi tego, że są wyspą – to raczej nie jest myślenie wokół problematyki Brexitu. Mimo, że dla mnie zawsze byli częścią Europy – oni widzą swoją odrębność pomimo przynależności.
Nieważne.
Widzę jednak, że między nami jest różnica w zachowaniu, w byciu.
Bycie Polakiem i mówienie po Polsku jest dla mnie po prostu naturalne. Urodziłem się jako Polak i myślę po Polsku. W sumie to nic nie znaczy będąc w sumie kosmitą (jak wszystkie inne formy życia, także mieszkam w kosmosie), bo nie myślę o tym jako o różnicy jako takiej (typu Polska i inne kraje), ale w perspektywie tego, że próba dostosowania się do Angielskich standardów obyczajowych grozi (i zdarza się) niezrozumieniem (czy przeze mnie, czy przez innych) tego, co dla mnie jest oczywiste.
Przez to, nie mogę być sobą.
Jak powiem Ci: “Myślisz o niebieskich migdałach” to wiesz o co biega – od razu. A jak powiem Ci: “You are thinking about blue almonds” to bił byś się w głowę dlaczego miałbyś myśleć o malowanych migdałach. Czaisz?
Ja wychowałem się na czeskim Kreciku i polskim Reksiu, oni… w sumie to nie wiem (ahahaha), ale nie wiedzą co to Krecik czy Reksio.
Inny przykład.
Przez pierwsze momenty gdy byłem w tym roku w Polsce, bałem się, że będę musiał się ‘rozruszać’ rozmawiając z ludźmi po polsku.
Jednak, gdziekolwiek wchodziłem, wiązałem się z ludźmi jakaś niewidzialną nicią, która pozwalała mi płynnie przechodzić w relacje na bardziej głębszym poziomie, niż kiedykolwiek w Anglii. Bez zużywania many, bez rzucania zaklęć, szukania świętego Graala czy trzech życzeń Dżina. Jazda bez trzymanki… pociągiem. I to od razu w pierwszy dzień.
Wracam do Anglii po urlopie – jeb!. Jak chodzenie przez chaszcze.
I znów, cały ten powrót do Polski nie kręci się wokół tego, że sobie nie radzę – wręcz przeciwnie.
Tęsknie tylko czasami – bo nie katuje się naumyślnie tym uczuciem.
Przyzwyczaiłem się do pogody: polubiłem deszcz.
Moja biblioteka rośnie w anglojęzyczne książki.
Chodzi jednak o coś innego. O tę energię, którą daje mi Polska i Polacy.
Idealizuje?
Może, a nie warto?
A może warto zacząć zmiany?
I może warto zacząć od siebie, później od kraju?
Od dwóch lat świadomie sam wyznaczam poziom i standard, i wierzę, że żyje godnie. To wszystko jest założeniem zależnym od nas, jakie damy temu wartości. Można mieć to wszystko mając niewiele, a można niemieć z tego nic, mając niemalże wszystko. Spróbuj żyć jak minimalista – to pomaga.
Możesz widzieć potencjał za granicą i siano z tym związane – chwaląc cudze, swojego nie znając. Lub jak Ja, możesz nagle zostać oczarowany potencjałem w rodzimym kraju – bo dojrzałeś (proszę zwrócić uwagę na słowo dojrzeć jako: zobaczyć oraz dorosnąć).
“Zostaje tu na starych śmieciach #Recykling
~ “Proste życie i dobry Rap” Bisz
To mój wybór dla ziomków śle pozdrowienia na wyspy
Każdy chce żyć tak jak chce ziomuś, tam mają szansę
Ale ci którzy kochają ten syf, wracają zawsze… Zawsze!”
Dlatego wrócę.
A teraz wyobraź sobie ludzi, którzy się zmieniają. Państwo to ludzie (nawet jak czytasz dosłownie). Skoro więc ludzie się zmieniają, to Państwo też się zmieni. Widzę ten potencjał.
~Selah.